Motto trzech nowych wydawnictw Populisty pochodzi z 13-tego grudnia 2014 roku. To był zimny i wietrzny dzień, klasyczna przed-zimowa Warszawa, było wilgotno, przejrzyście i zarazem szaro, choć chyba jednak przede wszystkim szaro. To był także dzień, kiedy po raz pierwszy miał wystąpić w Warszawie Richard Youngs. Nie całkiem przez przypadek, w sali Komuny// Warszawa znalazło się tego dnia pianino, które sprawiło, że Richard spontanicznie zaproponował wykonanie „Parallel Winter”. Kilka godzin później opowiadał o tym utworze publiczności wspominając, że czas jej trwania waha się między piętnastoma a czterdziestoma pięcioma minutami. To dlatego, mówił dalej, że ma ona tyle wersów, ile my mamy dni kalendarzowej zimy. Przez to utwór ten jest więc czymś, kontynuował, przez co trzeba przejść, całkiem podobnie do tego, jak zima jest czymś, przez co musimy co roku przechodzić.
Czy istnieje bardziej trafne wprowadzenie do „Winterreise”?
Legendarny cykl pieśni Franza Schuberta do wierszy Wilhelma Müllera to dziś klasyka klasyki, żelazny punkt muzycznego kanonu, jedno z najbardziej znanych dzieł wszech czasów, modelowy przykład romantycznego songbooku o cierpieniu, miłości i samotności a wreszcie i XIX-wieczny odpowiednik albumu popowego, w którym przeglądały się kolejne pokolenia od roku 1828. Spotkania wykonawców z Schubertem rzadko bywają przypadkowe, zwłaszcza jeśli chodzi o "Winterreise". Bez względu na podejście, sposób przygotowania materiału, koncepcje i techniki wykonawcze, zetknięcie z tą konkretną „podróżą zimową” zawsze jest wyzwaniem. Decyduje o tym skala samego dzieła, jego bogata tradycja wykonawcza, kanoniczny charakter i często niepozorne wyrafinowanie kompozytorskie, które to cechy wszystkie razem stawiają zwykle muzyków w sytuacji obcowania z cyklem wyjątkowym, wymagającym ogromnego zaangażowania i odpowiedzialności.
Pieśni w wykonaniu Barbary Kingi Majewskiej i Emilii Sitarz są szalone, zabawne, wzruszające, smutne, porywcze, lodowate, prześmiewcze, czarujące, ostre, ironiczne, czułe, słodkie, zmysłowe, odpychające, ostentacyjnie prawdziwe i poruszająco sztuczne. Przede wszystkim są one jednak integralną całością, spójną, stanowczą i przemyślaną w najmniejszym szczególe historią, zaskakującą i niełatwą do przewidzenia, nawet dla tych, którzy znają „Winterreise” na wylot. Historia opowiedziana przez Majewską i Sitarz w ścisłej współpracy dramaturgicznej z producentem, Michałem Liberą jest dalece posuniętą interpretacją Schuberta i Müllera, odważną i konsekwentną, nie zatrzymującą się w pół drogi, nie mizdrzącą się do wykonań legendarnych i uświęconych tradycją. Przeciwnie, oparta jest na lekturze bardzo niedogmatycznej, otwartej i indywidualnej, odkrywającej w legendarnej „podróży zimowej” zupełnie nowe napięcia i zależności. Równocześnie jest to lektura pełna szacunku i wyraźnej fascynacji partyturą, czasem prowadząca do wykonawczej pruderii i nieoczekiwanej dbałości o wierność romantycznemu kompozytorowi.
Wersja Joanny Halszki Sokołowskiej jest biegunowo odmienna, choć dystans dzielący ją od Schubertowskiego oryginału jest podobny. Płyta jest swego rodzaju nagraniem terenowym nocnej sesji w teatrze, śpiewem uchwyconym bez żadnych prób, za jednym podejściem, na tzw. „setkę”, nie zawiera żadnych poprawek ani studyjnych przekształceń. W zasadzie bliżej jej do „Parallel Winter” Youngsa. Być może wynika to stąd, że muzyka Sokołowskiej kryje w sobie podobnie głęboko zakamuflowany ładunek konceptualny, w którym wszystkie detale i formalne rozstrzygnięcia niepostrzeżenie podporządkowane są lub przynajmniej pokrywają się z przewodnią myślą interpretacyjną. Jest on skrzętnie przykryty brzmieniem muzyki popularnej, ludowej czy jakkolwiek nazywa się ta muzyka, którą przede wszystkim się gra, a w każdym razie znacznie bardziej gra niż wykonuje. Konceptualna zawartość takiej muzyki bierze się z intuicyjnej iluminacji i postanowienia bardziej niż z długich przygotowań i analiz, co akurat wydaje się często nie być obce samemu Schubertowi w jego fascynacji pieśniami. Ale na tym koniec wierności oryginałowi, jeśli w ogóle można to tak nazwać.
Michał Libera