Moment pierwszego odsłuchania płyty rzadko pozostaje w pamięci jako coś wyraźnego i uchwytnego: pamięta się nastrój i emocje, które wywołuje muzyka, ale czy coś więcej? Z Atol Drone (Polycephal 2002) było zupełnie inaczej: ta płyta wdarła się w mój umysł podskórnie niczym wysoka fala Oceanu Spokojnego i na całe lata zdominowała obszar muzycznej pamięci odpowiedzialny za niepokój na pełnym morzu, atomowe lęki, stan morskiej maligny, przerwane komunikaty wysyłane alfabetem Morse'a, których nie potrafimy już odczytać, widmowe dźwięki orkiestry, która zatonęła, ale wciąż gra, zagubione fale eteru przypadkowo namierzone przez samotnego rozbitka, wreszcie odgłosy nadciągającego frachtowca, który być może przyniesie ulgę i ratunek. Świat wykreowany przez Wolframa w Atol Drone to świat oniryczny, delikatny, utkany z delikatnych sampli: gdzieś na drugim planie słychać pomruk budzącego się wulkanu, ciszę niekończącej się flauty przerywanej odgłosem szybującego po niebie ptaka, fale rytmicznie rozbijające się o koralowe pierścienie, odgłosy zbliżającej się katastrofy, wreszcie przemoc i okrucieństwo szalejącego Oceanu. Jest w tej muzyce tak mocna i silna dawka niepokoju, że praktycznie każdy utwór mógłby stać się ilustracją muzyczną do filmu. Bo Atol Drone ze swoją narracją, przemyślaną kompozycją i dramaturgiczną strukturą to właściwie gotowy materiał ilustracyjny dla tego gatunku.
Po dziesięciu latach od dziewiczego odsłuchu w nowej edycji płyty znalazło się miejsce dla czterech nowych utworów: GameLAN, Smokgame, Minimumgame (Mik Musik! 2002) oraz specjalnie dla niej przygotowanego Back to the Atol - z oryginalnej edycji pozostały jedynie cztery. Mimo tych zmian znowu poczułam atomowe lęki, które towarzyszyły mi dekadę temu: pozorne zawieszenie i uspokojenie (SE), uspokajające dźwięki cykad (GameLAN), nostalgiczne piękno (Flashback) to tylko preludium do nadciągającej katastrofy (Smokgame, Minimumgame): przyszłej czy przeszłej? Wolfram zawiesza czas: atol ze swoją egzotyczną, odmienną, kolistą strukturą narzuca zresztą te repetycje, powracające motywy, które mogą należeć zarówno do teraźniejszości (Back to the Atol), jak i przeszłości (NW). Po wielu latach od muzycznej premiery zarówno utwory z pierwotnego wydania, jak i te dodane w obecnej reedycji wzbudzają podobną falę emocji i tak samo wpływają na wyobraźnię: pod rozpalonym słońcem rozciąga się ten sam egzotyczny krajobraz: czysty piasek nieskalanych niczyją obecnością plaż, szum morza, falujące w zwolnionym tempie gaje palmowe: nastrój błogości, który za chwilę przerwie zbliżająca się katastrofa. Niesamowity jest ten ładunek nostalgii i oniryzmu, który wdziera się prawie w każdy utwór. Dla tych, którzy nie mieli okazji dotąd jej wysłuchać albo sięgną po nią po raz pierwszy: idealna dawka nastrojowych dronów, które zrodziła nieprzeciętna wyobraźnia polskiego artysty.
Monika Powalisz