Zorganizowanych w rozmaite grupy, z których każda jest wersją innej. Takich, w których różnice dotyczą wyłącznie imion i nazwisk. Jak na lotnisku, w świecie sztuki, na Facebooku, w dyskotece albo w Biblii. Co sprawia, że ci ludzie są razem? Jakiego rodzaju wspólnotę tworzą? Co takiego zachodzi między Sarą Powell Hardt i Claudem Henrim Saint-Simonem? Luigim Pirandello i Jane Austen? Wolgamot jest tutaj traktowany jako prorok Facebooka, dyskotek i innych masowych zgromadzeń ludzkich. Środowisk, w których - jego zdaniem - Bóg zstępuje na ziemię. Jest tam już Gertruda Stein twierdząca, że wszystko można znaleźć w samych nazwach. I Ludwig van Beethoven kończący swój "najdoskonalszy utwór". Jest Rainer Maria Rilke piszący swoje „Notatki o melodii rzeczy". A także chór leżący na ziemi i sprowadzający Boga. Wszyscy oni znają doskonale metody współczesnej numerologii, statystyki naukowej oraz kabalistyczne interpretacje Drzewa Życia. I wszyscy mieszczą się w jednej kuli dyskotekowej.