Gdy zaczynamy przymierzać tych – pozornie niewiele mających ze sobą wspólnego – kompozytorów, okazuje się, że osiągamy rodzaj zgodności, współbrzmienia czy przylegania w dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich to powinowactwo estetyczne. Można powiedzieć, że łączy ich po prostu oparcie języka muzycznego na repetycji. Ale nie chodzi tu po prostu o minimalizm, bo typowym minimalistą Sikorski nie był, choć ograniczyłswoje środki do pewnego absolutnego minimum, do zupełnego residuum. Z kolei Eastmana można byłoby nazwać maksymalistą – taki to jest ten jego minimalizm.