|
Mimeo – Wigry
|
: V 2011 : 39:20 | 46:35
|
| Wiem, że wszystkich to śmieszy i że jest nieprawdą z wielu powodów, ale... moja fantazja jest taka, że MIMEO to dzisiejsze wydanie Orkiestry Duke'a Ellingtona (a Rafael Toral - oczywiście - jest jej Johhnym Hodgesem...). Tak, oczywiście, nie ma tutaj Duke'a ale czyż nie jest tak tak, jak w jego orkiestrze, w której każdy ma swój czysty i autonomiczny głos - natychmiastowo rozpoznawalne brzmienie, szczególny sposób grania czy wręcz metodę?
(Michał Libera)
|
Wierzę, że to z tego właśnie powodu ustawienie z osobnymi głośnikami dla każdego zadziałało tak dobrze. Raz, dlatego, że w kościele mieliśmy problem z rozstawieniem sceny dla dziesięciu muzyków; dwa, dlatego, że zastępując "przody" osobnymi głośnikami każdy mógł mieć własną przestrzeń. Tak więc pomimo normalnego, kościelnego reverbu nie słyszeliśmy dźwiękowej chmury, ale dziesięć osób grających w tym samym czasie; każdy dźwięk naprawdę pochodził skądś czy raczej od kogoś.
Klarowność ustawienia z osobnymi głośnikami umożliwiała także publiczności własny miks koncertu - tak jakby każdy był reżyserem dźwięku. Wszyscy złapali do od razu i wiele osób spacerowało po całym kościele szukając akustycznych niszy. Ale miks dotyczył także tzw. "samej muzyki". Ten koncert był czymś na kształt żywej instalacji, w której balans między głosami zależał od pozycji, którą przyjmował każdy ze słuchaczy. To, co usłyszycie na płytach - to zdecydowanie pozycja Marcusa Schmicklera, w jego studiu w Kolonii.
W przypadku takiego nagłośnienia, coś innego jednak uderzyło mnie najbardziej. Pięciu muzyków MIMEO przybyło do Wigier na godzinę przed koncertem (czytaj: po kilku godzinach lotu do Warszawy a następnie sześciu kolejnych spędzonych w starym vanie - w drodze na Suwalszczyznę). Jaki jest związek transportu i nagłośnienia? Wiele rzeczy mówi się o MIMEO i ich XXI-wiecznym charakterze - jak korzystają z nowych i złożonych technologii zarówno w tworzeniu muzyki jak i komunikacji między sobą. Ale w Wigrach dominowało poczucie, że wszystko jest niezwykle proste. Bez skomplikowanego systemu nagłośnienia, bez labiryntów kabli, bez prób - zwykłe spotkanie ludzi, którzy przyjeżdżają, wpinają kable i zaczynają grać.
(Michał Libera) |
|